piątek, 8 stycznia 2016

                                          Bezsilność...

Witajcie..dziś trochę inaczej...kilka słów o tym co ostatnio tak bardzo mnie przytłoczyło :(
Jak wiecie z mojego fp od 23 grudnia zmagam sie z kontuzją nadgarstka..zaczeło sie po prostu od zwykłego bólu ni stąd ni z owąt... w wigilię ręka spuchła i ból sie nasilał..założyłam ściagacz..obłożyłam altacetem i byłam pewna że przejdzie...a tu w 2 dzień świąt rano juz nie wytrzymywałam..ból był niesamowity..co ja jestem bardzo odporna stwierdziłam że trzeba jechać na SOR...moja rodzina była w szoku ale wiedzieli że to juz nie są żarty skoro ja się jechać do lekarza..zastrzyki..garść leków i podejrzenie zapalenie ścięgien i nerwów..Szczerze..mimo bólu nie przejęłam się tym za bardzo...kazali iśc do ortopedy w poniedziałek więc stwierdziłam no spoko przecież przeżyje...ale w niedziele...lepiej ale trochę...leki mega mocne..spac bym po nich tylko mogła wiec decyzja że wbijamy na odział ortopedyczny...albo mnie ktos obejrzy albo odejde z kwitkiem..(potem żałowałam że tam pojechałam) lekarz obejrzał nadgarstek i powiedział "tak tak to zapalenie..niech Pani bierze leki które Pani dostała i obserwuje tą rękę...jak nie będzie przestawało boleć albo będzie często się powtarzało trzeba będzie operować"..i właśnie wtedy nogi sie pode mnę ugięły..Jak to??Ja??!!! Przecież ja jestem okazem zdrowia..reka boli..ale przecież przestanie...
Do jasnej cholery  przecież moja praca nie może iść w zapomnienie..kocham to co robię...pracowałam na to kilka lat i przez jakis tam ból mam to wszystko zaprzepaścić...??!!
To był ten moment kiedy czułam że zaczynam rozsypywać się od środka..dobijało mnie wszystko...głupie zrobienie sobie lub młodym kanapki było nie realne..proszenie sie o wszystko moich bliskich żeby pomogli..o jeździe samochodem mogłam zapomnieć, co ja dziennie kursowałam non stop to teraz musiał czekam aż ktoś będzie miał czas mnie gdzieś podrzucić...ta bezsilność mnie dobijała...czułam że deprecha zbliża się ogromnymi krokami..wyłam w nocy w poduszkę bo nie wiedziałam co mam robić..ale są dobre duszyczki które codziennie do mnie pisały lub dzwoniły..wspierały...sprawiały że choć na chwilę zapominałam o tym co się dzieje..no i tak minęły 2 tyg...kilka razy udawałam bohaterkę że co ja sobie bułki nie przekroje...noo..przekroje ale odchoruje za chwile..coż taki jestem dziwny typ..do wstążek tez kilka razy usiadłam..ale za dużo nie zrobiłam :( więc wczoraj szybka decyzja..trzeba jechać do innego lekarza..skoro te leki i ten lekarz nie pomógł widocznie coś jest nie tak...pojechałam...z żoładkiem ściśniętym jak przed maturą..nie wiedziałam czego mogę się spodziewać..w mojej głowie juz czarne wizje..ale..no właśnie..ale..mimo iż Pan doktor kazał mi nosić min 3 tyg ortezę...brać kolejne leki..zapisał rehabilitacje i powiedział że jeszcze długo będę musiał uważać...nic nie powiedział o operacji.. stan zapalny jest..i to spory...ale jak będe wszystko przestrzegała powinno być dobrze...i właśnie wtedy sie uśmiechnęłam...
W końcu po raz pierwszy od 2 tyg zobaczyłam światełko w tunelu..Więc czekam do poniedziałku na ortezę i potem nauka jak z nią żyć i pracować:) bo przecież palce będę miała wolne..a ból powinien być mniejszy bo nadgarstek będzie unieruchomiony ,no tak to sa moje optymistyczne wizje hehe bo przeciez mimo wszystko ja jestem to Waszą Cudeńkową Kasiczką cały czas..tylko chwilowo byłam gdzies gdzie być nie powinnam....
Jeśli dotrwaliście do końca tych mich żali bardzo się cieszę..i mam nadzieje koljeny post będzie juz mega pozytywny!!!
Buziaki :*

4 komentarze:

  1. Kasia oszczędzaj ten nadgarstek. Obawiam się że ruszanie palcami tez może go nadwyrężać. Zdrowia życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo możliwe..ale całkowite unieruchomienie ręki nie jest wskazana...teraz juz reka jest słabsza a po 3 tyg w ortezie to juz była by masakra:) :*

      Usuń
  2. Kasiu, na razie daj rączce odpocząć, nie nadwyrężaj, paluszkami wpisuj tu posty :)i na pewno niedługo będzie lepiej i nowe cudeńka się pojawią :) buziaki

    OdpowiedzUsuń